Północna Portugalia to kraina winnic, malowniczych dolin, wzgórz, kamiennych domów z ogrodami skrywającymi drzewa oliwne i migdałowe. To atmosfera spokoju, gdzie ciszę mącą jedynie rozmowy, dobiegające z otwartych okiennic, dźwięki meczu z odbiorników telewizyjnych, stukanie młotka w domowym warsztacie, odgłosy zwierząt domowych, mruczenie wylegujących się w plamach słońca kotów, szczekające w bramach psy. I ten wszechobecny zapach jedzenia wydobywający się wprost z otwartych na ulicę kuchennych okien. Jednym z najbardziej żywych wspomnień Césara z dzieciństwa jest babcia uprawiająca jarmuż w ogródku i przygotowująca proste potrawy, które smakowały mu najlepiej. Gotowane warzywa, w tym ziemniaki, jajka na twardo, sardynki albo tuńczyk, ser, oliwki, wszystko polane lokalną oliwą, przyprawioną czosnkiem i świeży chleb. Do tego jego ulubiona zupa caldo verde, czyli „zielona” zupa z jarmużu z przydomowego ogródka. 

Dolina rzeki Côa

Caldo verde, czyli zupa z jarmużu

Północna Portugalia to kraina o bogatej historii. „Aqui nasceu Portugal” (Tu narodziła się Portugalia) głosi napis na murze w Guimarães. W tym miasteczku urodził się pierwszy król Portugalii Alfons I zwany Zdobywcą. Pamiętam dumę z jaką César opowiadał mi o historii miasta i regionu, będącego kolebką kraju. To stąd Alfons I, wtedy jeszcze nie król, tylko hrabia Portucale wyruszył walczyć przeciwko Maurom, próbując zepchnąć ich jak najdalej na południe, jednocząc odzyskane terytoria. To on zamienił hrabstwo Portucale w królestwo Portugalii. Na obrzeżach miasta znajduje się średniowieczny zamek z X wieku, wybudowany dla ochrony przed najazdami Maurów i Skandynawów. Roztacza się stąd doskonała panorama miasta i regionu, słynącego z uprawy winorośli. 

To w północnej Portugalii, w regionie Minho narodziło się ożeźwiające vinho verde, którego historia sięga co najmniej średniowiecza, a być może nawet czasów rzymskich. W malowniczej dolinie rzeki Douro produkowane są winogrona, z których powstaje słynne portugalskie porto. Będąc w Porto wystarczy wybrać się na drugi brzeg rzeki Douro, do Vila Nova de Gaia i spróbować trunku u któregoś z lokalnych producentów. O Porto już Wam pisałam we wpisie 4 rzeczy, za które kocham Porto oraz 20 rzeczy, które musisz zrobić w Porto.

Tu nie można się nudzić

Już za niecałe 2 tygodnie znów będę podróżować po północnej Portugalii, eksplorować niewielkie, mniej znane miasteczka, wioski i regiony. Będę próbować lokalnych potraw i wina, rozkoszować portugalskim słońcem. Uwielbiam prowincję, zieleń, bliskość przyrody, ciszę mąconą jedynie odgłosami codziennego życia na łonie natury. W planach mamy podróż szlakiem zielonego wina i zabytków romańskich. Dotrzemy również na północ Hiszpanii, do Santiago de Compostela. Po powrocie na pewno będę miała wiele do opowiedzenia, tymczasem zapraszam Was w podróż po tych kilku miejscach w północnej Portugalii, które odwiedziłam w ubiegłym roku i które zdecydowanie warto zobaczyć.

Miejsca, które odwiedziłam w październiku 2016

Felgueiras położonego 60 km na północny wschód od Porto nie znajdziecie w przewodnikach. Ja również nigdy bym o tym miasteczku nie usłyszała, gdyby nie było to miejsce, z którego pochodzi mój partner César. Miasto znane jest współcześnie z przemysłu obuwniczego. Jednak w historii zapisało się jako miejsce, gdzie narodził się słynny w całym regionie Pão de Ló de Margaride, będący jedną z najstarszych wersji tradycyjnego portugalskiego ciasta biszkoptowego. Historia biszkoptu z Felgueiras sięga bowiem 300 lat wstecz. W Felgueiras znajduje się Fábrica de Pão de Ló de Margaride, obecnie sklep i muzeum, gdzie możemy zobaczyć jak na przestrzeni kilkuset lat wypiekano reginalny przysmak, który zagościł nawet na królewskim stole. Jeśli chcecie spróbować tradycyjnego portugalskiego biszkoptu, koniecznie zatrzymajcie się na chwilę w Felgueiras. 

Mosteiro de Pombeiro. Budowę ufundowanego jeszcze w XI w klasztoru zakończono w 1102 r. Jego pełna nazwa brzmi Mosteiro de Santa Maria de Pombeiro. Dotarłam tu w pewien pochmurny październikowy dzień. Mimo, że pogoda nie dopisała, klasztor i okolica bardzo przypadły mi do gustu. W tym roku odwiedzę to miejsce ponownie. Po pierwsze dlatego, że leży na naszej trasie romańskich zabytków i zielonego wina, po drugie, to dosłownie rzut beretem od rodzinnego domu mojego partnera w Felgueiras, a po trzecie bo warto spędzić to dłuższą chwilę i na własne oczy zobaczyć jego długą historię. Znajduje się tu bowiem nie tylko średniowieczny klasztor, ale również most i trakt, pochodzące jeszcze z czasów rzymskich. 

Guimarães to nie tylko kolebka Portugalii, ale również miejsce gdzie wypieka się przepyszne castelinhos de Guimarães. Choć nazwa głosi, że to zamki z Guimarães, ciastka przypominają raczej niewielkie piramidy złożone z kilku warstw chrupiacego ciasta z marmoladą, posypane cukrem pudrem. Nawet jeśli nie jesteście fanami zabytków, to zajrzyjcie do tego miasta, choćby po to, aby spróbować ich słynnych wypieków, znanych w całym kraju. Guimarães to również najlepsze miejsce, aby zapoznać się z historią Portugalii, pospacerować wąskimi uliczkami miasta, otoczonymi zabytkowymi kamienicami, poszukać spokoju w jednym z zabytkowych kościołów, rozpłynąć w błękicie azulejos, wdrapać na szczyt górującego nad miastem średniowiecznego zamku, zachwycić się panoramą miasta i regionu, wypić kawę i rozsmakować w lokalnych wypiekach. 

Vila Nova de Foz Côa to niewielkie miasteczko, które jest bazą wypadową do bogatej w ryty naskalne doliny Côa. Trafiłam tu spełniając jedno z moich archeologicznych marzeń, o którym pisałam we wpisie Spełniając marzenia: sztuka naskalna z Foz Côa. Miasteczko ma swój niepowtarzalny urok. Może to zasługa ulic wybrukowanych słynną calçada portuguesa we wzory przypominające zwierzęta, zaczerpnięte z licznych w okolicy rytów naskalnych. Najstarsza sztuka naskalna regionu pochodzi z okresu późnego paleolitu. Dolina Côa to jedyne tego typu miejsce w Europie z nadal dobrze zachowanymi rytami naskalnymi na otwartej przestrzeni, których korzenie sięgają co najmniej 22 tys lat p.n.e. Jednym z moich najbardziej żywych wspomnień z Vila Nova de Foz Côa jest smak kukurydzianych broas, które zajadałam w ogródku jednej z cukierni, rozkoszując się filiżanką kawy i kieliszkiem porto. 

Castelo Melhor. Tu również trafiłam za sprawą sztuki naskalnej z doliny Côa. Ta niewielka osada to baza wypadowa do kolejnej grupy stanowisk archeologicznych. Castelo Melhor znajduje się na terenie gminy Vila Nova de Foz Côa. Nad osadą górują ruiny XIII wiecznego zamku. To jedno z tych miejsc, gdzie życie toczy się zdecydowanie wolniej, a rytm codziennych zajęć wyznacza natura. Wzgórza porastają drzewa oliwne i migdałowe, a kamienne domy zdają się stać tutaj od setek lat. 

Miramar. Na koniec zostawiłam dziką plażę w niewielkiej miejscowości Miramar, położoną zaledwie 15 km na południe od Porto. Pisałam o niej we wpisie Praia de Miramar. Portugalska plaża z legendą w tle. To jedna z najpiękniejszych plaż jakie widziałam w trakcie wszystkich moich dotychczasowych podróży. Może to za sprawą magicznego zachodu słońca, który tam podziwiałam, może za sprawą ulokowanej na skałach kaplicy z ciekawą legendą, a może dlatego, że plaża wzbudziła we mnie podobne uczucia, co dzikie wybrzeża Waszyngtonu (USA), w Parku Narodowym Olymplic. Praia de Miramar wraz z kaplicą Senhor da Pedra to miejsca, które zdecydowanie polecam. To zaledwie 20 minut autem z Porto, a zachód słońca w Miramar może być jednym z tych, które będziecie wspominać bardzo długo. 


Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych. 

Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com