Od dłuższego już czasu, a właściwie od zawsze, przeżywam ogromną fascynację Jedwabnym Szlakiem, Turkiestanem Chińskim i śladami buddyzmu przykrytymi piaskami pustyń Takla Makan i Gobi. Azja Centralna zawsze była mi bardzo bliska. Relacje pierwszych podróżników i badaczy przemierzających te odludne i niegościnne obszary, wędrujących od oazy do oazy z karawanami objuczonych zapasami wielbłądów i strzelbą na ramieniu, silnie działają na wyobraźnię. A na moją na pewno ponieważ już od dziecka biegałam z głową w chmurach. I chociaż z wiekiem starałam się coraz mocniej stąpać nogami po ziemi, to gdzieś tam w duszy zawsze igrał mi jakiś niespokojny ognik. A ta Azja tak nęciła i przyciągała. Kiedyś nawet zaświtał mi pomysł podróży w rejon Turkiestanu Chińskiego.
Moją fascynację Chińskim Turkiestanem, pogłębiła jeszcze lektura powieści Eliota Pattisona pt. „Woda omywa kamień”. I choć zarówno ta książka, jak i większość pozostałych jego autorstwa dotyczy Tybetu, buddyzmu tybetańskiego z nieodłączną kryminalną intrygą w tle, w tej jednej wykroczył poza te ramy terytorialne, rozgrywając akcję wśród muzułmańskich Ujgurów. Przy tym tak doskonale przedstawił sytuację polityczną i kulturę oraz relacje pomiędzy różnymi grupami etnicznymi, że gorąco polecam tę książkę również Wam moi drodzy Czytelnicy. I wystarczyło kilka fragmentów aby uśpione marzenia ożyły i od nowa zaczęły wypełniać moją i tak zakręconą głowę.
„Ciężarówka parła przez pustynię, kolebiąc się i podskakując na pofałdowanym piasku jak łódka na wzburzonym morzu. Jakli pracowała ciężko za kierownicą, często skręcając, by wjechać pod odpowiednim kątem na wydmę, ominąć płat jasnego piasku, zawsze jednak wracała na kurs północno-wschodni, wiodący ku sercu pustyni. (…) Takla Makan – powiedziała, wskazując bezkresny obszar piasku. – To stara nazwa (…). Pochodzi stąd, że tak wielu ludzi straciło tam życie. To znaczy: jeśli tam pójdziesz, nigdy nie wrócisz. (…). Prawdę mówiąc, nie powinniśmy w ogóle wjeżdżać na pustynię ciężarówką – powiedziała po chwili. – Jedyny bezpieczny środek lokomocji to wielbłąd, ale niedoświadczonego wędrowca nawet on nie uratuje od śmierci. (…) Najważniejsze, żeby omijać miękkie miejsca. A jeśli tego nie zrobimy? Pustynia połknie ciężarówkę równie łatwo jak człowieka czy wielbłąda. – Jakby na potwierdzenie jej słów (…) ukazał się stos zbielałych kości (…). – Tak było od zawsze, odkąd wytyczono Jedwabny Szlak. Niektórym pustynia przynosiła bogactwo. Niektórym tylko śmierć. (…) Wspaniały Karaczuk. (…)Wskazała nieregularne formy na horyzoncie. (…) Niegdyś było to wielkie miasto, opiewane przez starożytnych za żyzność okolicznych ziem i gościnność ludzi.(…) Stare teksty wspominają o nim, ale przestało istnieć przed wiekami, pogrzebane przez potężną burzę piaskową, kara buran. Potem (…) inna burza odsłoniła jego wyższe partie. (…) Właśnie z powodu miejsc takich jak to nauczyłam się nie przeklinać Takla Makan. Te same żywioły, które sprawiają, że pustynia jest tak zdradliwa, zachowały jej skarby. (…) Teraz Shan mógł już dostrzec zupełnie wyraźnie, że dziwne formy są pozostałościami czegoś, co wzniosła ludzka ręka. (…) Ich oczom ukazał się potężny kształt o zdecydowanie ludzkich cechach. Był to posąg leżącego Buddy, wysoki w ramionach na sześć metrów, oparty na łokciu, zwrócony twarzą ku leżącym na południu górom, w stronę Tybetu. Większość jego głowy zniknęła. Nad szyją pozostały jedynie wygięte w pogodnym uśmiechu usta. Zapomniałem, że tu żyli buddyści – odezwał się wolno Shan. (…) Ruiny rzuciły na Shana czar, ledwie wysiadł z kabiny. Znajdowali się na niewielkim dziedzińcu otoczonym przez rozpadające się budynki wzniesione z suszonej na słońcu cegły mułowej, o barwie i fakturze przypominającej piasek do tego stopnia, że cały krajobraz stanowił mozaikę beżów, brązów i szarości. W nadgryzionych zębem czasu głazach dostrzegł znajome kształty, tu dłoń, ówdzie zgrabną nogę. Był to ogród posągów. (…) Po przeciwnej stronie wymarłego miasta, na północy, jakieś trzysta metrów od nich, wśród piasków stało rzędem więcej zerodowanych rzeźb. (…) Z piasku wyłaniała się głowa wojownika w hełmie. Obok sterczała część dłoni, jakby uniesionej w geście ostrzeżenia. Na ten widok Shan niespodziewanie poczuł jak uśmiech wypływa mu na twarz. W obliczu tego pradawnego piękna i tajemnicy ogarnął go dziwny spokój.”
Pustynia Takla Makan to jeden z najbardziej niegościnnych i niebezpiecznych obszarów na ziemi. Znana jest z mrożących krew w żyłach opisów burz piaskowych zwanych kara buran. Przypisywano im niekiedy nadprzyrodzone moce. Przemierzający te tereny w VII w. chiński mnich i podróżnik Xuanzang tak opisał to zjawisko: „Kiedy zrywa się wicher, ludzie i zwierzęta tracą orientację i gubią drogę, nie będąc w stanie wędrować dalej. Do ich uszu docierają żałosne jęki i inne przerażające dźwięki, sprawiając, że nieszczęśnicy nie wiedzą, dokąd iść. Wielu z nich przepada bez wieści, a wszystko to jest sprawką demonów i złych duchów”. Z kolei niemiecki archeolog Albert von Le Coq, prowadzący tu badania na początku XX w. opisuje kara buran tak: „Nagle niebo ciemnieje… chwilę później w karawanę uderzają gwałtowne podmuchy wiatru. Chmury piasku zmieszanego z kamieniami unoszą się w powietrzu, wirują, opadają na ludzi i zwierzęta. Ciemność pogłębia się, a wyciu wichru towarzyszą dziwne dźwięki przypominające dzwonienie… Jakby na ziemi rozpętało się piekło.” Zaś bohaterowie powieści Eliota Pattisona opisują kara buran jako zalążek śmierci: „Shan odwrócił się na północny zachód. Maleńki fragment nieba zniknął. Na horyzoncie, w otoczce ciemnych chmur, nad pustynią unosiła się zielonoczarna dziura. (…) Burza nadchodzi z północnego zachodu – powiedziała Jakli, unosząc głos. Nabiera sił u stóp zachodnich gór, po czym rośnie, wchłaniając żar pustyni. Coraz większa i coraz szybsza. Przy odpowiednim wietrze karawana w takim miejscu jak to mogłaby ujść z życiem. Jeśli wiatr jest zły, fala piasku przełamuje się w górze. Wąwóz działa jak komin, jak wąska zatoka w czasie sztormu, do której nagle wdziera się wał wody. W ciągu paru minut zostaliby pogrzebani bez śladu. Zamknięci między ścianami nie widzieli już burzy. Ale pojawiło się coś innego. (…) Był to cichy, nieustający jęk, ponad którym unosiły się krzyki i zawodzenia licznych głosów. (…) Z pewnością to tylko wzmagający się wiatr grał na dziwnie uformowanych iglicach i szczelinach piaskowca, które wieńczyły ściany, ale dźwięki wydawały się tak ludzkie, że dreszcz przebiegł Shanowi po plecach. Studnia Łez. One wszystkie trafiają tutaj – szepnęła Jakli. Dusze tych, którzy od niepamiętnych czasów ginęli na pustyni. Słabych, młodych, którzy nie mieli wskazówek, nie mieli sił, żeby znaleźć drogę do następnego życia. Gromadzą się tutaj, popychane przez wiatr, na zawsze schwytane w pułapkę.”
Zdumiewające jest jednak to, że mimo tak wielu czyhających tu niebezpieczeństw, znaleźli się śmiałkowie gotowi narażając życie, przebyć pustynię a co więcej spędzić tam całe miesiące i lata, prowadząc badania naukowe. Takla Makan ma w sobie bowiem jakieś zabójcze piękno, któremu nie sposób się oprzeć. Sama myśl o przykrytych piaskami pustyni „zaginionych miastach”, powoduje silny dreszcz emocji. Takie uczucia towarzyszyły jednemu z największych badaczy tego regionu, a mianowicie Svenowi Hedinowi, który w lutym 1895 wyruszył w swą pierwszą ekspedycję na Takla Makan. Szwed tak pisze o swych odczuciach: „Szlachetne w kształcie i majestatyczne wydmy wznosiły się po horyzont. Nigdy nie miałem dość podziwiania ich… Gdzieś za nimi rozciągało się Nieznane, pogrążone w wiecznej ciszy… Kraina, którą miałem przemierzyć jako pierwszy.” Jednak już niedługo przyszło mu poznać zgubną i wręcz zabójczą urodę pustyni. Nie zabrawszy przez nieuwagę wystarczających zapasów wody, podróżnik błądził, krążąc w kółko po okolicy przez blisko dwa tygodnie, próbując bezskutecznie wykopać studnię oraz pijąc wielbłądzi mocz. Sytuacja była tak krytyczna, że napisał w swym dzienniku: „Ludzie i wielbłądy są skrajnie wyczerpani. Niech Bóg ma nas w swej opiece”. Dwaj z jego towarzyszy zmarli, podobny los spotkał część zwierząt jucznych. Sam Hedin ostatnimi resztkami sił doczołgał się na skraj pustyni, gdzie chyba za sprawą cudu znalazł się nad brzegiem rzeki. „Piłem, piłem i piłem, raz za razem… Każda żyła i tkanka w mym ciele chłonęła życiodajny płyn jak gąbka”. Pustynia dała mu porządną lekcję, którą zapamiętał na całe życie. Każdą z kolejnych wypraw planował już z ogromną rozwagą, dopilnowując osobiście najdrobniejszych szczegółów. I choć Sven Hedin był przede wszystkim geografem i kartografem, który przybył w tej rejon Azji głównie w celu sporządzenia map, to napotkawszy na swej drodze starożytne ruiny, zaraził się już na dobre pasją do starożytności. To właśnie on natrafił na pozostałości jednego z ważnych miast Jedwabnego Szlaku, którego początki sięgają II w. p.n.e., a mianowicie Loulan na pustyni Lob. W 1900 bardziej szczegółowe badania przeprowadził na stanowisku Aurel Stein.
Smagana silnymi wiatrami, szalejącymi burzami piaskowymi, prawie całkowicie pozbawiona wody i niezamieszkana, buchająca gorącem latem i siarczyście mroźna zimą, wydaje się niezdolna do podtrzymania jakiegokolwiek życia. Faktem jest jednak, że wieki a nawet tysiące lat temu na obrzeżach pustyni, zasilane wodą z lodowców, sprowadzaną podziemną siecią kanałów zwanych karezami, kwitły bogate oazy a nawet królestwa. Pustynia pogrzebała je przed wiekami by powoli ponownie zwracać je światu. Kiedy tylko wieść o pierwszych wynurzających się spośród piasków Takla Makan ruinach, obiegła świat, rozpoczął się trwający dziesięciolecia wyścig po jej skarby. Prekursorem tego szaleństwa był orientalista i archeolog Aurel Stein, któremu w trakcie pobytu w Indiach wpadła w ręce, wydana w 1898 publikacja szwedzkiego podróżnika Svena Hedina pt. Through Asia, opisująca jego podróże po Takla Maklan oraz wzmiankująca starożytne ruiny, na które się natknął w trakcie ekspedycji. W tym momencie Stein, porzucił swe wcześniejsze marzenia o karierze akademickiej w Europie. Owładnięty myślą o „zaginionych miastach” na pustyni, całe swe życie poświęcił eksploracji chińskiego Turkiestanu, wykraczając również znacznie poza te ramy terytorialne. Został odkrywcą starożytnych miast-oaz na Jedwabnym Szlaku, takich jak m.in. Niya, Miran, Endere czy Dandan-uilik. Tuż po zakończeniu pierwszej zwieńczonej sukcesem ekspedycji, do wyścigu o zasypane na Takla Makan i Gobi skarby przystąpili też inni gracze. Wśród największych konkurentów Steina można wymienić niemieckiego archeologa Alberta von Le Coqa oraz francuskiego sinologa Paula Pelliota. I choć wszyscy oni pozostają postaciami kontrowersyjnymi, raz postrzegani jako wybitni badacze, raz jako zwykli rabusie i poszukiwacze skarbów, to nie umniejsza to faktu, że o ich zmaganiach z niebezpieczeństwami czyhającymi na pośród piasków Takla Makan i Gobi, czyta się z wypiekami na twarzy.
Tekst powstał w oparciu o poniższe źródła
PATTISON, E. 2003. Woda omywa kamień. Dom Wydawniczy Rebis
HOPKIRK, P. 2008. Obce diabły na Jedwabnym Szlaku. Wydawnictwo Akademickie Dialog
Aurel Stein’s Methods and Aims in Archaeology on the Silk Road – artykuł na stronie British Museum
W tekście wykorzystano fragmenty z powieści „Woda omywa kamień” oraz książki „Obce diabły na Jedwabnym Szlaku”.
Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych.
Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera!
Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com