Nadwiślańskie Urzecze, podwarszawski mikroregion etnograficzny już nie raz pojawiał się na blogu. O zapomnianych tradycjach Urzecza pisałam choćby przy okazji tekstu na temat lokalnej historii moich rodzinnych stron, czyli gminy Konstancin-Jeziorna.

Przeprawa przez Wisłę z Gassów do Karczewa ma długą historię. Już bowiem od XVIII wieku po rzece kursowały promy, które mogły podobno pomieścić „fur 4 pojedyńczych a ludzi 100”. Dziś nowoczesny prom, który kursuje od kwietnia do listopada, zamiast furmanek przewozi samochody, motocykle i rowery. To właśnie w Gassach spędziliśmy minioną sobotę, uczestnicząc w lokalnym festiwalu, który już od kilku lat ożywia zapomniane urzeckie tradycje kulturowe

Rzeka od wieków stanowiła dogodną autostradę, która umożliwiała sprawne podróżowanie w świecie bez asfaltowych dróg. Wisłą transportowano towary, nierzadko warte krocie. To dzięki niej docierały do nas nowinki z szerokiego świata. Rzeka sprzyjała handlowi, a nadwiślańskie brzegi prężnie się rozwijały, tworząc specyficzną kulturowość, nierozerwalnie związaną z rzecznym życiem. To właśnie rzece nadwiślańskie Urzecze zawdzięcza swój folklor i ponownie budzące się do życia tradycje kulturowe.

Rzeczne życie to nie tylko flisacy, potocznie zwani na Urzeczu orylami. Nadwiślańskie ziemie w porównaniu do reszty Mazowsza są bardzo urodzajne. Wszystko przez wiślane mady, które pozostawiła po sobie rzeka, kiedy jeszcze w dobie średniowiecza postanowiła zmienić swoje koryto. Gospodarowanie na terenach zalewowych do łatwych nie należało. Pewnie dlatego przychylnym okiem patrzono na coraz liczniejsze osadnictwo olenderskie. Przybyli oryginalnie z Fryzji i Niderlandów Olendrzy, bardzo dobrze radzili sobie z uprawą nadrzecznych gruntów, umiejętnie je osuszając. Do dziś przypominają o nich charakterystyczne nasady wierzbowe.

Specyficzna kultura Urzecza łączy w sobie cechy typowe dla średniowiecznych mieszkańców Mazowsza, rzecznych orylów i gospodarnych olendrów. Wszystko to można zobaczyć w trakcie dorocznego wydarzenia – Flis Festwialu. Wydarzenie odbywa się co roku w maju, w podkonstancińskich Gassach, miejscu przeprawy promowej do Karczewa. Łączy przez to mieszkańców obydwu brzegów rzeki.

Korowód urzeckich łodzi co roku przybija do wiślanego brzegu w Gassach. Niegdyś na rzece roiło się od flisackich jednostek. Baty, szkuty, berlinki czy galary stanowiły część rzecznego krajobrazu.

Ubrani w barwne stroje wilanowskie Urzeczanie, przechadzają się dumnie pośród licznych gości. Lokalne sery i miody oraz tradycyjne urzeckie potrawy jak ziemniaczana sytocha ze skwarkami, czy barszcza chrzanowo-buraczany, to przysmaki, których koniecznie trzeba spróbować. Doskonale pamiętam je z dzieciństwa. Choć babci już z nami nie ma i pyz-przecieraków nikt już u mnie w domu nie robi, to barszcz chrzanowy nadal króluje na naszym wielkanocnym stole.

A jak było w tym roku? Zobaczcie sami.

Tekst powstał w oparciu o poniższe źródła:


Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku i instagramie. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera! 

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych.