Co roku do Wielkiego Kanionu przybywają miliony turystów. Zdecydowana większość pędzi na południową krawędź z dobrze rozwiniętą infrastrukturą turystyczną, która do złudzenia przypomina wielkie centrum handlowe. Nie umniejsza to jednak faktu, że krajobrazy znad południowej krawędzi są niepowtarzalne. Czy są piękne i poruszające trzeba ocenić samemu. Dla mnie były zachwycające, ale prawdziwy kanion poznałam dopiero, spoglądając na niego z krawędzi północnej.
W pierwszej chwili trudno uwierzyć, że w Wielkim Kanionie można zobaczyć śnieg. A można i potrafi być go bardzo dużo. Najszybciej zobaczymy go po północnej stronie wąwozu. Północny dojazd do parku drogą nr 67 w okresie zimowym jest zamknięty. Choć dotarliśmy tu późną jesienią i pierwszy śnieg już spadł, to dojazd do parku nadal był otwarty. Na parkingu stało jedynie kilka samochodów. Kiedy dotarliśmy nad krawędź wraz z nami na kanion spoglądało tylko kilka osób. W ciszy i spokoju cieszyliśmy się tym prawie „samotnym” podziwianiem.
Przewodniki piszą, że turyści rzadko odwiedzają obydwie krawędzie wąwozu. Ale spojrzeć na jedną to tak, jakby poznać coś jedynie w połowie. Prawdziwa siła, surowość, niedostępność i brutalne piękno kanionu stają się odczuwalne, kiedy staniemy na północnej krawędzi i skierujemy nasz wzrok ku tym przedziwnym formacjom skalnym, kryjącym gdzieś w dole wijącą się rzekę. Z południa kanion wydaje się bardziej łagodny, przyjazny. Zaczynamy się więc zastanawiać, gdzie się podziała ta cała surowość i niedostępność, o której trąbi się w przewodnikach, książkach podróżniczych i programach telewizyjnych. Ona tam jest i wystarczy pójść w dół wąwozu, aby ją poczuć na własnej skórze.
Kiedy jednak patrzymy na wąwóz od południa, stłoczeni w masie innych ludzi, którzy raz ciszej raz głośniej zachwycają się urodą Wielkiego Kanionu, nam też wydaje się on jedynie piękny. Czasem jednak i to piękno jest ciężko ocenić, bo jak tu objąć wzrokiem tę przedziwną, wijącą się niemal w nieskończoność „szczelinę” w ziemi. Myślę, że gdybym nie spojrzała na Wielki Kanion z krawędzi północnej, nigdy bym go tak naprawdę nie doceniła. I warto było przejechać ponad 300 km z jednej krawędzi na drugą, aby móc porównać to „złudnie” przyjazne i surowe piękno.
Kiedy tak stałam na krawędzi wąwozu, do głowy cisnęły mi się różne porównania. Myślałam przede wszystkim o Utah. Dziwiłam się, że tak dużo czasu potrzebowałam na zrozumienie swoich odczuć i poukładanie wrażeń. Przypomniałam sobie, że kiedy stałam w podobnym miejscu, ale w Parku Narodowym Canyonlands, to od razu poczułam, że połączyła nas jakaś więź, i że mogłabym tu wracać wielokrotnie i zawsze zachwycałabym się tak samo jak za pierwszym razem. Z Wielkim Kanionem było na odwrót. Najpierw zobaczyłam, porównałam, przetrawiłam w głowie i dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo mi podoba. Nie wiem, czy chciałabym tam wielokrotnie wracać, jak do krainy wąwozów w Utah, ale wiem na pewno, że jest to miejsce niezwykłe, zachwycające i jednocześnie budzące skrajne uczucia. I może choć raz jeszcze chciałabym się tam znaleźć.
Może różne wrażenia są wynikiem różnych warunków środowiskowych, wynikających z lokalizacji obydwu krawędzi wąwozu. Krawędź południowa leży na wysokości 2134 m n.p.m., podczas gdy północna wznosi się o ponad 300 m wyżej. Pierwsza z nich jest otwarta dla ruchu turystycznego przez cały rok. Krawędź północna jest znacznie trudniej dostępna i ze względu na bardziej ekstremalny klimat, jest zamykana po pierwszych intensywnych opadach śniegu, które najczęściej rozpoczynają się w październiku. Po stronie północnej również infrastruktura jest słabiej rozwinięta. W końcu ta część parku nie jest tak oblegana, jak krawędź południowa i zagląda tu jedynie 10% wszystkich odwiedzających. Na zakwaterowanie można liczyć jedynie od połowy maja do połowy października. Poza sezonem informacja turystyczna, restauracje i sklepy również są zamknięte. Sam dostęp do punktów widokowych nadal pozostaje otwarty, ale można tu przebywać już tylko w ciągu dnia. Dojazd do parku jest zamykany, kiedy śnieg zaczyna mocno utrudniać komunikację.
Planując podróż do Wielkiego Kanionu, nie braliśmy pod uwagę nocowania w parku. Na krawędź północną wyruszyliśmy wcześnie rano z Kanab w Utah, gdzie w lokalnym motelu spędziliśmy noc. Po spędzeniu kilku godzin na krawędzi północnej, ruszyliśmy w dalszą drogę aby zdążyć zobaczyć zachód słońca po drugiej stronie Wielkiego Kanionu. I choć odległość pomiędzy obiema krawędziami w linii prostej wynosi jakieś 16 km, to aby dotrzeć z jednej krawędzi na drugą trzeba objechać wijący się wąwóz. Długość tego objazdu to aż 354 km. Udało nam się dotrzeć jeszcze przed zachodem słońca. Już po zmroku ruszyliśmy w kierunku oddalonego od parku o nieco ponad 90 km miasteczka Williams, gdzie zostaliśmy na noc w maleńkim i niedrogim motelu.
Osobom zainteresowanym dziedzictwem archeologicznym parku polecam film dostępny tutaj.
Więcej praktycznych informacji, które pomogą zaplanować wizytę w Parku Narodowym Wielkiego Kanionu znajdziecie na oficjalnej stronie Służby Parków Narodowych
Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych.
Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera!
Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com