Brazylia rozleniwia. Wie to każdy, kto spędził tu nieco więcj czasu niż ustawowe dwa tygodnie urlopu. Trudno nie zostać leniuchem, słysząc co chwila „odpocznij”, „nie przemęczaj się”, „zmęczona?”, „usiądź, napij się kawy”, „później dokończysz”, „pośpij sobie, nie ma co się spieszyć” i wiele innych, których nie sposób wymienić. Tak więc leniuchuję, śpiąc tak długo, jak tylko się da, siadam ze znajomymi wypić kolejne cafezinho, nie przemęczam się, a już na pewno nigdzie się nie spieszę. Choć z tym spieszeniem się jest różnie, a przynajmniej w niedzielę. W każdą bowiem niedzielę, kilka ulic ode mnie odbywa się targ w Santa Cecilia. Zważywszy, że śpię do późna, co tydzień zrywam się niemalże z łóżka i biegnę na zakupy. To chyba jedyny dzień w tygodniu, kiedy nie rozkoszuję się w łóżku smakiem świeżo mielonej kawy i tosta z geleia de jabuticaba (dżem z jabuticaby). W niedzielę kiedy wszyscy w domu śpią po gorączce sobotniej nocy, ja w pośpiechu biorę prysznic i biegiem niemalże udaję się na lokalną feirę (targ). I nie robię tego z powodu cen, choć większość produktów można tu kupić znacznie taniej niż w supermarkecie. Pomidory, które średnio potrafią kosztować do 7 BRL, tu kosztują 3 BRL. Przychodzę tu głównie dla rzeczy, których w normalnym sklepie nie sposób znaleźć, jak choćby świeże zioła. To jedyne miejsce, gdzie udaje mi się kupić chociażby koperek (endro). Przychodzę też zwyczajnie popatrzeć na kolory, posłuchać przekrzykujących się wzajemnie sprzedawców, zjeść pastel, wypić sok z trzciny cukrowej i zwyczajnie poczuć to tętniące, albo wręcz kipiące życiem miejsce.

 

 

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych. 

Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com