Z Huaraz wyruszamy do Chimbote, zatrzymując się po drodze w mieście umarłych Yungay. 31 maja 1970 w wyniku trzęsienia ze szczytu Huascaran zeszła potężna lawina, która pogrzebała miasto w zaledwie 6 minut. Zginęło co najmniej 20 tys. mieszkańców. Ocaleli ci, którzy akurat znajdowali się na cmentarzu oraz w miejscu, gdzie występował cyrk. Po spacerze po mieście-cmentarzu, udaliśmy się do nowego Yungay. Zachwycił mnie lokalny bazar, czyli mercado, pełen egzotycznych owoców, warzyw, barwnych strojów i uśmiechniętych ludzi.

 

 

Do Chimbote dotarliśmy po zmroku i natychmiast złapaliśmy autobus do Trujillo. O północy byliśmy już w hostelu, omawiając plan na kolejny intensywny, pełen wrażeń dzień. W okolicach miasta znajduje się wiele interesujących zabytków archeologicznych, które jak przystało na archeologa koniecznie musiałam zobaczyć. Warto również poświęcić nieco czasu na samo miasto Trujillo i jego przepiękny rynek. W ciepłym świetle zachodzącego słońca, błękitne i żółte barwy otaczających plac budynków,  wydawały się jeszcze bardziej intensywne. Z kolei wyświecone płyty, którymi wyłożono plac zdawały się odbijać, upstrzone chmurami niebo.

 

 

Rano wyruszyliśmy do Huaca de la Luna i Huaca del Sol. Do zwiedzania udostępniona jest tylko piramida księżyca. Piramidę słońca, która jest zdecydowanie większa, można oglądać jedynie z oddali. Do tych ważnych stanowisk kultury Moche (100-800 n.e.), jechaliśmy colectivo, wypchanym do granic możliwości. W pewnym momencie znajdowało się w nim 22 pasażerów, siedzących, stojących, a niekiedy nawet pokładających się na innych pasażerach, jak choćby pani, z którą przyszło mi dzielić siedzenie.

W czasach swej świetności piramidę księżyca zdobiły barwne murale, wykonane w kolorach czarnym, czerwonym, błękitnym i żółtym. W trakcie badań archeologicznych natrafiono tu na liczne pochówki wysokich rangą dostojników. Odkryto również szkielety, należące przeważnie do młodych mężczyzn. Analiza wykazała, że zginęli nagłą, traumatyczną śmiercią, co świadczy o składaniu ofiar z ludzi.

 

 

Piramida księżyca ze swą bogatą ornamentyką robi ogromne wrażenie. Dla mnie jednak najbardziej intrygujące i spektakularne okazały się ruiny Chan Chan. To potężne centrum administracyjno−religijne związane jest z kulturą Chimu, rozwijającą się w latach 850−1470 n.e. Miasto wybudowano z cegły adobe i zastosowano ciekawą ornamentykę. Przeważają tu bowiem motywy ptaków, ryb oraz małych ssaków. Kiedy dotarliśmy do stanowiska niebo miało kolor szary. Kiedy tylko pojawiło się słońce wszystko nabrało barw. Architektura w kolorze piaskowca zaczęła kontrastować z upstrzonym gdzieniegdzie białymi chmurkami błękitem nieba. Po intensywnym dniu przyszedł czas na popołudniowy relaks na plaży w Huanchaco. 

 

 

Z Trujillo wyruszamy w kierunku Chiclayo. Naszym celem jest Lambayeque i muzeum pełne skarbów z grobów królewskich z Sipan. Zabytki są fenomenalne. Można oglądać złote i pozłacane przedmioty, inkrustowane turkusem, pektorały z bardzo drobnych paciorków, wykonanych z muszli, pozostałości tkanin, ceramiki oraz rekonstrukcję pochówku władcy Sipan. Z Lambayeque pojechaliśmy do mało znanego stanowiska archeologicznego Tucume. Muzeum i teren miasta zostały oddane do zwiedzania zaledwie miesiąc temu. Nie licząc jednej Francuzki, która odwiedziła Tucume przed nami, byliśmy tu jedynymi obcokrajowcami. Mieliśmy więc niepowtarzalną możliwość obcowania z historią sam na sam.

 

 

Do Chiclayo wróciliśmy późnym wieczorem i od razu ruszyliśmy nocnym autobusem w kierunku miasta Cajamarca, do którego docieramy nad ranem. Kilka godzin przesypiamy na dworcowych ławkach. Zostawiamy bagaże i jedziemy na baseny termalne. Następnie oglądamy komnatę, w której podobno Pizzarro więził ostatniego władcę Inków Atahualpę, dopóki ten aż dwukrotnie nie wypełnił pomieszczenia złotem i srebrem. Spacerujemy po mieście, oglądając lokalne kościoły, muzeum oraz dwa dawne szpitale, jeden przeznaczony dla kobiet a drugi dla mężczyzn.

 

 

Z Cajamarki udajemy się do miasta Celendin.  Z powodu trwających wyborów do władz regionalnych, utknęliśmy tu prawie na dwa dni. Mieliśmy jednak okazję zobaczyć, jak wygląda głosowanie w małym peruwiańskim miasteczku, do którego na ten czas ściągają rzesze ludzi. Weszliśmy na wzgórze u stóp figury Chrystusa, aby zobaczyć panoramę miasta oraz na lokalny cmentarz. Wieczorem raczymy się rumem, śmiejemy i spędzamy czas w świetnych humorach. Naszą beztroskę przerywa informacja, że autobus do Chachapoyas wyrusza o 3 nad ranem.Szybko kończymy zabawę i idziemy spać.

 

 

Po 9−godzinnej podróży busem wypchanym do granic możliwości, docieramy w końcu do Chachapoyas. Zostajemy tu na noc i z samego rana organizujemy transport do Kuelap i Karajia, Pierwsze ze stanowisk znajduje się w rejonie rzeki Utcubamba, na wysokości 3000 m n.p.m., w amazońskich Andach. Architektura Kuelap datowana jest na 900−1100 n.e. i związana jest z kulturą Chachapoya, która rozwijała się w latach 800−1470 n.e. Lud ten został podbity przez Inków tuż przed przybyciem Hiszpanów. Odkryta w 1843 r. twierdza Kuelap jest najbardziej reprezentacyjnym ze stanowisk kultury Chachapoya. Z kolei w Karajia spoglądają na nas sarkofagi ulokowane wysoko na zboczu wzgórza w skalnej niszy. Oprócz tych najlepiej zachowanych i najlepiej widocznych jest jeszcze kilka pomniejszych. Szlak do Karajia prowadzi w dół i jest dość błotnisty. Wracając można się porządnie zmęczyć, bo droga prowadzi cały zaś pod górę, ale warto się spocić aby je zobaczyć. Razem z Kuelap stanowią ikony kultury Chachapoya.

 

 

Nasz kierowca wysadza nas przy głównej drodze, abyśmy mogli złapać busa do miejscowości Pedro Ruiz, skąd rozpoczniemy naszą podróż ku granicy z Ekwdorem. Kolejnymi środkami transportu docieramy do Baqua, następnie do Jaen, skąd ruszamy do przygranicznego miasteczka San Ignacio. Wraz z przejechanymi kilometrami zmienia się również krajobraz. Mijamy po drodze plantacje ryżu. Górskie i pustynne krajobrazy przechodzą w dżunglę, porastającą stoki wzgórz. Odprawa jest szybka i sprawna, nie zajmuje nawet godziny. I nagle okazuje się, że nie jesteśmy już w Peru, ale w Ekwadorze, który przywitał nas krętą, błotnistą drogą przez dżunglę, którą do najbliższego miasta Zumba pokonaliśmy przerobionym z ciężarówki autobusem, bez drzwi i okien.

 

DSC_0515

 

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych. 

Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com