Na ryty naskalne z Hickison Summit trafiłam całkiem przypadkiem. Wracając z Kalifornii z małym przystankiem na nocleg w Fallon, zmierzaliśmy autostradą międzystanową nr 50 w kierunku Parku Narodowego Wielkiej Kotliny. Minęliśmy Austin, kierując się ku miasteczku Baker. Nagle po drodze mignęła nam tablica informująca o rytach naskalnych. Nie zastanawiając się długo, zawróciliśmy w kierunku znaku. Chwilkę później mknęliśmy już boczną drogą w kierunku parkingu.
Na miejsce dotarliśmy w samą porę. Było tuż przed zachodem słońca, więc trzeba było się spieszyć aby zobaczyć panele z petroglifami. Szlak interpretacyjny ma około 1 km i wije się wśród lasu sosnowego.
Petroglify wyryto w miękkim piaskowcu na trzech panelach. Przeważają tu typowe dla Wielkiej Kotliny motywy abstrakcyjne, jak koła, linie (proste, ukośne, faliste itp.), kropki, łuki oraz koła połączone razem i przypominające rodzaj łańcucha. Pojawiają się też postacie antropomorficzne oraz zwierzęta. Pierwotnie znajdowały się tu również malowidła, wykonane kolorem czerwonym. Obecnie są one praktycznie niewidoczne.
Na stanowisku zarejestrowano 350 silnie zerodowanych pojedyńczych przedstawień, które rozmieszczone są na powierzchniach skalnych w grupach. Obszar z rytami naskalnymi ciągnie się niemal nieprzerwanie przez 2 kilometry.
Ponad połowa przedstawień to tzw. wulwy, interpretowane jako żeńskie genitalia. Zdaniem niektórych badaczy stanowisko mogło być wykorzystywane w trakcie rytuałów, związanych z dojrzewaniem dziewcząt. Podobne miejsca są bowiem znane z innych rejonów Wielkiej Kotliny. Pojawiają się tez teorie, interpretujące te motywy jako przedstawienia kopyt.
Datowanie rytów naskalnych z Hickison Summit jest niepewne. Wydaje się jednak, że pochodzą co najmniej z okresu archaicznego. Ślady obecności ludności łowiecko-zbierackiej na tym obszarze pochodzą sprzed 10 tys. lat.
Po intensywnym zwiedzaniu pojechaliśmy poszukać noclegu w uroczym Austin. Powstałe w 1862 miasto, dziś zamieszkuje zaledwie kilkaset osób. W czasach wydobycia srebra Austin rozwijało się bardzo prężnie. Dziś niewiele zostało z tamtego okresu. W mojej głowie Austin, kojarzy się z plakatem jaki zobaczyłam w motelu, w którym się zatrzymałam. Zawieszono go tuż nad recepcją i ogromnym napisem w „stylu dzikiego zachodu”, głoszącym „Nevada. The Silver State”, przykuwał uwagę każdego klienta.
Choć przewodniki milczą o rytach z Hickison Summit oraz zagubionym gdzieś wzdłuż samotnej autostrady nr 50 miasteczku Austin, to warto się tu zatrzymać choćby na chwilę. Dla mnie to kwintesencja Nevady. Nie Las Vegas czy Reno. Ducha Nevady odnajdziecie w małych, prawie wymarłych miasteczkach, usianych tuż przy samotnych drogach, przecinających bezkresne pustkowia stanu. To ślady dawnej historii ulokowane pośród bajecznych krajobrazów.
Informacje praktyczne
Stanowisko jest ulokowane tuż przy międzystanowej autostradzie nr 50. Dobrze oznakowany zjazd znajduje się około 40 km na wschód od Austin.
Terenem zarządza Bureau of Land Management. Do dyspozycji odwiedzających są miejsca kempingowe i piknikowe oraz toalety. Teren rekreacyjny jest otwarty cały rok. Jedynie zimą dostęp może być utrudniony ze względy na opady śniegu i błoto. Więcej informacji praktycznych znajdziecie na stronie Nevada Parks
Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku i instagramie. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera!
Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com
Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych.