Co ja robię w Brazylii? Dobre pytanie! Sama zastanawiałam się nad odpowiedzią od dłuższego czasu. Dlaczego nie wsiadłam do samolotu, który odleciał beze mnie na pokładzie 2 tygodnie temu? W ciągu ostatnich kilku dni kilka nowo poznanych osób zapytało, co robię w Brazylii? Nie potrafiłam im odpowiedzieć i zaczęłam się nad tym dość intensywnie zastanawiać. Odpowiedź jednak nie przychodziła tak łatwo…Nagle mnie jednak olśniło. Ja po prostu żyję chwilą. Może nie będę oryginalna, bo dla wielu osób taka odpowiedź byłaby naturalna. Dla mnie od zawsze byłaby nie do pomyślenia. Zaburzałaby moje zorganizowane, będące stale pod kontrolą życie, w którym zwykle niewiele jest czasu na spontaniczność. Ale kiedy to życie rozsypało się na kawałki, postanowiłam nie układać tych puzzli ponownie.
Postanowiłam, że zostawię moje życie w „artystycznym nieładzie” i będę się cieszyć z tego chaosu wokół, czerpać z niego nową, nieznaną mi energię. I choć czasem czuję uścisk strachu, a właściwie odczuwam go bardzo fizycznie gdzieś w moim żołądku, to cieszę się z tej niepewności. Cieszę się z nowego, chaotycznego, emocjonalnego początku. Próbuję snuć plany, bo marzenia okazują się na tym etapie niewystarczające. Marzenia żyją w naszej wyobraźni, karmią się naszymi pragnieniami. A ja postanowiłam dać im realne życie. Zamienić pragnienia w realne odczuwanie, nie zważając na cenę, jaką mi za to przyjdzie zapłacić. I nie chodzi tu jedynie o rzeczy materialne, ale bardziej o moje wnętrze, o wrażliwość, emocjonalność, rodzące się uczucia. Poczułam, że po 36 latach życia (które minęły właśnie dziś!) potrzebuję w końcu spełnienia. Potrzebuję ludzi wokół mnie, tysięcy słów w obcych językach, nawet takich, których nie rozumiem, więcej przyjaźni, prawdziwej miłości, choćby miała być niespełniona, pełni życia, cokolwiek by to miało oznaczać.
Zaskakuję sama siebie, kiedy idąc po zakupy do pobliskiego sklepu lub na targ uśmiecham się do siebie. Czuję się jakbym wróciła do domu po bardzo długiej podróży. I choć nie znam portugalskiego i często nie mam zielonego pojęcia, co ludzie do mnie mówią, to czuję tak wiele pozytywnych uczuć i energii. Czuję, że świat uśmiecha się do mnie, a ja w końcu zaczęłam uśmiechać się do niego.
Taki to pełen emocji tekst dziś czytacie. Myślę, że zostanę w Brazylii na dłużej. Na jak długo tego jeszcze nie wiem. Kroczę powoli, małymi krokami. Nie przeskakuję gwałtownie, bo już raz to zrobiłam, kiedy nie wsiadłam do powrotnego samolotu. Przyznam się, że pisząc te wszystkie słowa płakałam. Nawet teraz czuję, spływającą po moim policzku łzę. Ale to efekt jedynie pozytywnych i niesamowicie intensywnych emocji. One mnie jednak nie zmieniają. Po prostu pokazują mi inna ścieżkę mojego życia. Jestem kim jestem i taka pozostanę, ale kroczę teraz zupełnie inną drogą. Drogą, która daje mi spełnienie, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyłam. I nie chciałabym nigdy tego utracić, ani zamienić na nic innego, choćbym nawet miała wewnętrznie spłonąć od intensywności tych nieznanych mi dotąd doświadczeń. To chyba najlepszy czas mojego życia. A świadomość, że dzielę go z bardzo specjalnymi dla mnie osobami, dodaje mi sił i pomaga urzeczywistniać, rodzące się w mojej głowie brazylijskie plany na życie.
A czego sama życzyłabym sobie z okazji moich dzisiejszych urodzin? Obym mogła zostać w Brazylii jak najdłużej, abym mogła jeszcze lepiej poznać samą siebie, kroczyć przez życie z roztrzepanymi włosami, z głową pełną planów i pomysłów, czuć się w końcu szczęśliwą, jak dziś kiedy konsumowaliśmy polski maślany tort, a przyjaciele zaśpiewali mi brazylijskie „Sto lat”.
Bo czego człowiek tak naprawdę potrzebuje w życiu? Rzeczy materialne nie mają żadnego znaczenia. Ja po raz drugi zostawiłam wszystko, co zgromadziłam przez lata. Wczoraj chcąc zrobić tort musiałam zakupić mikser, bo chłopaki jak dotąd takiego sprzętu nie potrzebowali. Na dzień dzisiejszy jestem więc posiadaczką miksera, tarki i ogromnych, bezcennych i jedynych w swoim rodzaju pokładów szczęścia, pozytywnej energii i uśmiechów, od których robią mi się zmarszczki pod oczami. Wiadomo 36 lata życia właśnie minęło! A ja ostatnio uśmiecham się nieustannie. Nie licząc mojej południowoamerykańskiej przygody z Eweliną, Julią, Piotrem i Maćkiem, nigdy jeszcze nie śmiałam się tak dużo i często, jak obecnie.
Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych.
Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera!
Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com