Caracas ze swym intrygującym street art’em, kolonialną, a czasem futurystyczną architekturą, której doskonałym przykładem jest mauzoleum Simóna Bolívara, soczystą zielenią otaczających wzgórz, bywa ostatnio świadkiem licznych protestów, często dość krwawych. Wenezuela zmaga się bowiem z kryzysem gospodarczym i politycznym. Podobno największym od kilku dekad. Raporty pokazują dramatyczny wzrost przestępczości, co zdecydowanie odstrasza potencjalnych turystów. W tym poście, pozostając z dala od polityki, chciałabym jednak opowiedzieć o Caracas, jakie zobaczyłam w październiku 2014 r. O moich wrażeniach i miejscach, które mnie zainteresowały, i którymi chciałabym się z Wami podzielić. Caracas jest miastem, które może spodobać się typowemu mieszczuchowi, pasjonatowi historii oraz amatorowi przyrody. Korzystając bowiem z kolejki gondolowej, dosłownie w oka mgnieniu możemy z miejskiej dżungli przenieść się na łono natury. 

 

Pierwszy widok na miasto, tuż po opuszczeniu dworca autobusowego

 

W tym poście nie chciałabym zagłębiać się w politykę. Po pierwsze nie jestem wielką znawczynią tego regionu, by nie powiedzieć laiczką. Po drugie nie takie jest założenie tego bloga. Chciałabym po prostu opowiedzieć Wam o Caracas, którego już sama nazwa fascynowała mnie od bardzo dawna.

 

 

W Caracas spędziłam zaledwie kilka dni. Choć miasto wydawało się spokojne i wcale nie takie niebezpieczne, jak pokazywały to media, ja czułam tam dziwne napięcie. Miałam wrażenie, że mieszkańcy trzymali dystans, wydawali się nieco nieufni i nie byli tak skorzy do bezpośrednich kontaktów i rozmów, jak choćby Kolumbijczycy. Tak przynajmniej było w stolicy kraju, ale jest to jedynie moje prywatne subiektywne odczucie. Ilu podróżujących, tyle wrażeń, obserwacji i punktów widzenia. W Caracas byłam zbyt krótko, aby móc stwierdzić, czy był to efekt systemu i absorbującego mieszkańców kryzysu, czy też ich natury. Ja sama nie należę do osób zbyt wylewnych przy pierwszym kontakcie. Wręcz przeciwnie, otwarcie się na drugą osobę, a tym bardziej zaprzyjaźnienie się, nie przychodzi mi łatwo, co przez wielu może być odbierane właśnie jako nieufność i dystans do ludzi. Pewnie gdybym podróżowała solo, jak to miało miejsce w Brazylii, o nić porozumienia byłoby zdecydowanie łatwiej. W trakcie całego pobytu w Wenezueli, te odczucia nieco się zmieniły. Poznałam bowiem ludzi otwartych i bardziej skorych do rozmowy, którzy bezinteresownie bardzo pomogli mi i moim znajomym.

Jeśli chcielibyście zgłębić Wenezuelę, w której ja spędziłam jedynie chwilkę, a która bez wątpienia rozpala wyobraźnie i fascynuje, zajrzyjcie na bloga Fizyk w podróży, którego autor spędził w tym kraju rok, napisał o nim książkę i ciekawie o nim opowiada. 

 

 

Jedną z rzeczy, które bardzo mnie zaintrygowały w Caracas były kolejki, formujące się do metra w godzinach szczytu. Ludzie zwyczajnie czekali na swoją kolej. Pociągi odjeżdżały, kolejni ludzie wsiadali, a kolejka przesuwała się, powoli znikając. Nie wiem, czy Wenezuelczycy są zawsze tak zdyscyplinowani, czy po prostu miałam szczęście znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Może codzienna rzeczywistość bardziej przypomina dobrze mi znane przepychanki z metra w São Paulo w godzinach szczytu. Ale żeby się tego dowiedzieć, musiałabym wrócić na dłużej do Caracas.

 

 

Sklepy, jedne świecące pustkami, inne pełne towarów, problemy z zakupem szamponu, półki pełne chusteczek i ręczników kuchennych, ale stosunkowo rzadko papieru toaletowego, parki pełne ludzi, długie kolejki nawet po produkty pierwszej potrzeby, wszechobecne podobizny Hugo Chaveza, plakaty i slogany polityczne, niesamowicie barwny street art, pierwszy od miesiąca osobny pokój w hotelu, którego nie musiałam dzielić z nikim innym, jazda na łyżwach w upale, przepiękne widoki z kolejki linowej prowadzącej na wznoszące się na ponad 2000 m wzgórza, górujące nad Caracas, ceny tak niskie, oczywiście jedynie dla mnie. że doprowadzało mnie to do łez, bo uważałam, że to nie fair w stosunku do mieszkańców, zarabiających grosze, kolonialna architektura w centrum, wszechobecne papugi, którym chyba dobrze mieszkało się także w miejskiej dżungli, aromatyczna kawa. Takie zapamiętałam Caracas. Miasto, do którego zdecydowanie chciałbym jeszcze powrócić.

 

 

Kiedy z opuchniętymi stopami wysiadłam na dworcu autobusowym, nadal nie wiedziałam zbyt wiele o Caracas. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, nie miałam o mieście konkretnych wyobrażeń. Wiedziałam, że to stolica Wenezueli i miejsce gdzie urodził się Simón Bolívar. I w sumie dobrze, bo miałam okazję poznać je bez konkretnych oczekiwań. Caracas okazało się miastem o wielu twarzach. Tu bowiem ociekałam potem, jeżdżąc na łyżwach w upale. Wpadałam w ogromne dziury w chodnikach, zachwycając się jednocześnie kolonialną architekturą centrum i niezwykle wymownym street art’em, który możecie zobaczyć w starszym wpisie Wenezuela – street art w Caracas. Odwiedziłam ciekawe muzea, które wprowadziły mnie w historię miasta i kraju oraz pokazały bogactwo rodzimej sztuki. Tu również oglądałam zapierającą dech panoramę miasta i okalających je wzgórz, roztaczającą się z Parku Narodowego El Ávila. 

 

 

8 miejsc, które warto odwiedzić w Caracas

 

1. Museo de Arte Contemporáneo, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej przyciąga uwagę architektonicznie oraz ma znakomitą kolekcję twórczości rodzimych artystów, w tym choćby Jesúsa Soto oraz wybitnych twórców ze świata, jak Picasso czy Chagall. Z tarasu roztacza się ciekawy widok na miasto.

 

 

 

 

2. Plaza de los Museos to miejsce niezwykle urocze, otoczone zielenią parku miejskiego Parque los Caobos. Przy placu znajduje się kilka muzeów. Zdecydowanie najciekawsze jest Museo de Bellas Artes, które w białym, neoklasycystycznym budynku, pięknie kontrastującym z bujną zielenią, okalających go drzew, mieści kolekcję sztuki od starożytności aż po współczesność. Nawet jeśli nie jesteśmy fanami muzeów, to sama plaza i otaczająca je zieleń, moga być doskonałym miejscem na odpoczynek po wyczerpującym dniu. Pamiętam, że przez kilkadziesiąt minut podpatrywałam papugi, odpoczywające wraz ze mną w tej miejskiej oazie spokoju. 

 

 

3. Plaza Bolívar znajduje się w zabytkowej części miasta, gdzie zachowała się kolonialna architektura. Otoczony przez ważne budynki sakralne, administracyjne oraz kulturalne plac, ulokowany jest w historycznym sercu Caracas. To w tym właśnie rejonie w 1567 r. ufundowano miasto, jako Santiago de León de Caracas. Na przestrzeni wieków plac był świadkiem wielu wydarzeń. Był miejscem handlu. Tu też wykonywano egzekucje przestępców i wrogów politycznych. Tu Wenezuelczycy walczyli o swoją niepodległość, kiedy w kwietniu 1810 r. rozpoczęli rebelię przeciw koronie hiszpańskiej. Plac nosił też kilka różnych nazw, jak Plaza de Armas (Plaz Broni), Plaza del Mercado (Rynek Handlowy). Jednak tuż po sprowadzeniu z Kolumbii zwłok Simóna Bolívara, plac nazwano jego imieniem i tak zostało do dziś. Po środku plazy wznosi się pomnik konny Bolívara. Tu ławki zawsze są zajęte, a alejki pełne spacerujących ludzi i bawiących się dzieci.

 

 

 

 

4. Museo Bolivariano ulokowane w pobliżu Plaza Bolívar, pełne jest przedmiotów związanych z niepodległością Wenezueli oraz samym Simónem Bolívarem. Z muzeum połączony jest dom, w którym się urodził. Wszystko znajduje się w jednym z kilku dobrze zachowanych kolonialnych budynków w centrum Caracas.

Któż z nas nie słyszał o bohaterze narodowym Wenezueli oraz postaci ważnej w historii całej Ameryki Południowej. Simón Bolívar to również postać niezwykle romantyczna, zarówno jeśli chodzi o walkę o niepodległość, jak i życie prywatne. W wieku zaledwie 18 lat poślubił w Madrycie Maríę Teresę del Toro, o której mówił, że była jego jedyną prawdziwą miłością, i której śmierć na żółtą gorączkę niespełna rok po ślubie, tuż po powrocie do Wenezueli była punktem zwrotnym w jego życiu. „Kochałem moją żonę niezmiernie, jej śmierć sprawiła, że przysiągłem, że nie ożenię się ponownie i dotrzymałem słowa. (…) Gdybym nie owdowiał moje życie mogłoby potoczyć się inaczej. Nie byłbym ani Generałem Bolívarem, ani Wyzwolicielem” – miał powiedzieć wiele lat później Simón Bolívar. Nie przeszkadzało mu to w licznych romansach, z których najdłuższy i najbardziej kontrowersyjny miał z Manuelą Sáenz. Muzeum prezentuje również ten bardziej prywatny aspekt życia Bolívara. 

 

 

5. Parque los Caobos to miejska oaza zieleni otaczająca Plaza de los Museos. Oprócz zieleni można tu znaleźć ciekawe murale, jak ten poniżej, zlokalizowany tuż przy wejściu do parku, od strony Museo de Bellas Artes. Park sąsiaduje z Ogrodem Botanicznym, którego jednak nie udało mi się zobaczyć. 

 

 

6. Mauzoleum Simóna Bolívara to niesamowicie ciekawy projekt architektoniczny. Oddano go do użytku w 2013 r. Kształtem przypomina falę, która ma imitować górujące nad Caracas pasmo El Ávila. Podobno budowa mauzoleum kosztowała 140 milionów dolarów. Mauzoleum miało stać się miejscem spoczynku, dla ekshumowanych w 2010 r. w celu potwierdzenia przyczyny śmierci, szczątków bohatera narodowego Simóna Bolívara. Prace nad projektem zainicjował ówczesny prezydent Wenezueli Hugo Chávez. Pomysł spotkał się z dość dużą krytyką. W kraju borykającym się z kryzysem gospodarczym, wydanie milionów dolarów na kolejny monument, było postrzegane jako kaprys rządzącej elity. Pojawiły się też głosy mówiące, że to monument afirmujący przerośnięte ego samego Cháveza. Jedno jest pewne, budynek robi ogromne wrażenie, szczególnie na tle otaczających miasto zielonych wzgórz. 

 

 

 

7. Panteón Nacional, to miejsce gdzie spoczywają prochy bohaterów narodowych Wenezueli, w tym prezydenci kraju. Centralna nawa dedykowana jest Simónowi Bolívarowi, który w Wenezueli jest czczony niemal jako święty. Panteon, który możemy też określić mianem „Ołtarza Ojczyzny” znajduje się na tyłach nowo wybudowanego Mauzoleum Simóna Bolívara, o którym była mowa powyżej. Roztacza się stąd uroczy widok na okoliczne wzgórza.

 

 

 

 

8. Kolejka gondolowa (Teleférico de Caracas), która dowozi na górujące nad Caracas wzniesienie El Ávila, to doskonały pomysł aby zobaczyć miasto z góry. Po wyjściu trafiamy prosto do Parku Narodowego El Ávila. To zielone płuca tego kilkumilionowego miasta, będące doskonałą odskocznią od miejskiego zgiełku. Dosłownie w kilkanaści minut z miejskiej dżungli przenosimy się na łono natury. To właśnie tu, na krytym lodowisku, po raz pierwszy od wielu lat jeździłam ponownie na łyżwach. Było to jedno z ciekawszych doświadczeń w trakcie podróży po Ameryce Południowej. Nie spodziewałam się bowiem, że będąc rzut beretem od karaibskich plaż, będę uprawiać sporty zimowe. Park jest popularnym miejscem odpoczynku mieszkańców miasta. Często odbywają się tu kolorowe fiesty z muzyką, śpiewem i tańcami. Oprócz tego, mamy do dyspozycji system szlaków pieszychi, o łącznej długości blisko 200 km. Najwyższy szczyt parku, Pico Naiguatá, wznosi się na wyskość 2765 m, zaś najchętniej odwiedzany Pico El Ávila, ma wysokość 2105 m. 

 

 

 

 

 

 

 

Fot. Piotr Małachowski

 


Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych. 

Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com