São Paulo to gastronomiczny raj. Restauracji, barów szybkiej obsługi, dużych i małych kawiarni jest tu więcej niż sklepów spożywczych. Osobiście nie znam nikogo, kto nosi ze sobą do pracy kanapki. Lunch to czas, kiedy można wyrwać się na chwilkę z pracy, zjeść w ulubionym lanchonete, porozmawiać ze znajomymi, wypić cafezinho, zapalić papierosa, zrelaksować się. Kto by się więc narażał na zdziwione spojrzenia kolegów i koleżanek z pracy, jedząc w samotności przyniesione z domu drugie śniadanie…?!

A jakie są moje ulubione lanchonete w São Paulo? Hmm… odwiedziłam ich sporo. Pytanie tylko, gdzie poczułam się jak prawdziwa Paulistanka. Do głowy przychodzą mi tylko dwa takie miejsca: Ita Restaurante i Bar e Lanches Estadão. Od lat cieszą się niesłabnącą popularnością, są tłumnie odwiedzane, a znalezienie wolnego miejsca graniczy czasem z cudem, choć obsługa jest bardzo sprawna i zorganizowana. Zawsze mnie to w Brazylii zaskakiwało. Na wiele bowiem rzeczy zdarza się tu czekać wieki…, ale jedzenie trafia na stół w tempie ekspresowym. Dziś opowiem o Ita Restaurante, do której miałam zaledwie 10 minut spacerem z mojego mieszkania przy Praça da República. 

 

Ita restaurante

 

Do Ita Restaurante przy Rua do Boticário 31 w rejonie República w samym centrum miasta, trafiłam, kiedy postanowiłam wypróbować wszystkie tradycyjne potrawy, rodem z São Paulo. To rodzinna restauracja, założona jakieś 50 lat temu przez emigrantów z Portugalii. I choć menu jest dość bogate, to warto zdać się na charakterystyczne potrawy, podawane w określone dni tygodnia, jak choćby słynne virado à paulista (ryż, fasola, cienki steak, kiełbaski czosnkowe, zasmażany jarmuż oraz jajko sadzone), serwowane w każdy poniedziałek, albo środowa i sobotnia feijoada, o której już Wam pisałam. Tym, którym typowa brazylijska fasola nie prezentuje się zbyt zachęcająco, proponuję spróbować  pirão de feijão, które przypomina fasolowe puree.

Można się tu również dość miło zaskoczyć prosząc o rachunek. Kelner wyjmuje wtedy, trzymany za uchem ołówek i podlicza zamówienie, pisząc na blacie stołu.

Tutaj też po raz pierwszy jadałam awokado na słodko. Creme de abacate com limão, to nic innego jak zmiksowane awokado z dodatkiem skondensowanego, słodkiego mleka i skropione sokiem z limonki. Ani słynne brigadeiro, ani pudim nie kojarzą mi się ze „słodką” Brazylią, tak jak krem z awokado. Kiedy tam zajrzycie, koniecznie spróbujcie.

 

 

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych. 

Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com