W Salonikach rozpoczęliśmy i zakończyliśmy naszą grecką przygodę. Z wielką chęcią zostalibyśmy w Grecji dłużej. Niestety szanse na przedłużenie urlopu były raczej zerowe. Kiedy rano opuszczaliśmy hotel, zachmurzone niebo nie wróżyło dobrej pogody. A kiedy spadły na nas pierwsze krople deszczu, myśleliśmy że pożegnamy się z intensywnym zwiedzaniem miasta. Okazało się jednak, że tylko poranek był taki marudny. Niedługo zza chmur zaczęło nieśmiało wyglądać słońce. Po upalnych Atenach, gdzie dosłownie roztapialiśmy się w temperaturze dochodzącej do 40°C, pogoda w Salonikach okazała się prawdziwym wybawieniem.

Było to nasz ostatni dzień w Grecji i chcieliśmy go spędzić możliwie jak najbardziej intensywnie, aby później nie żałować, że coś przegapiliśmy. Pokrzyżowania naszych planów przez pogodę nie braliśmy pod uwagę. Mimo, że z niepokojem obserwowaliśmy kumulujące się nad nami ciemne chmury, z których co jakiś czas padał deszcz, to i tak tych słonecznych chwil było pod dostatkiem. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od nabrzeża i słynnej Białej Wieży, która uważana jest za symbol Salonik. Wybudowana w XVI wieku przez sułtana Sulejmana Wspaniałego, wchodziła niegdyś w skład murów obronnych miasta. W drodze do wzniesionego u schyłku III w n.e. Łuku Galeriusza, wstąpiliśmy do jednej z przydrożnych kafejek na mocną, aromatyczną grecką kawę i ciastko . Łuk robi spore wrażenie, zwłaszcza liczne reliefy, przedstawiające sceny bitewne i wizerunki samego cesarza, pokonującego Persów. Tuż obok znajduje się budynek, który miał pełnić rolę Mauzoleum Galeriusza. Powstała na początku IV w n.e. rotunda, z biegiem czasu zmieniała przeznaczenie od kościoła chrześcijańskiego po meczet. Kolejnym miejscem wartym uwagi jest uroczy, emanujący spokojem bizantyński kościół Panagía Chalkéon, ufundowany w 1028 r. Koniecznie zajrzyjcie do środka, gdzie można podziwić dobrze zachowane freski z XI i XIV stulecia. Kiedy miasto znalazło się we władaniu Imperium Osmańskiego, kościół pełnił wówczas funkcję meczetu. Budowlę otacza piękny, zadbany ogród.

Kontynuując trasę wzdłuż Via Egnatia, docieramy do ruin rzymskiej agory, która stanowi gratkę dla każdego archeologa. Na forum natrafiono całkiem przypadkiem w latach 60-tych XX wieku. Do dziś zachowały się pozostałości sali kolumnowej, łaźni rzymskiej, sklepione podziemia oraz zabudowania odeonu, w tym rzędy miejsc, przeznaczonych dla publiczności. Teraz czas na wybudowany pod koniec VIII w kościół Agía Sofía, który wzniesiono na kształt słynnego kościoła „Mądrości Bożej” w Stambule. Wnętrze słynie z unikatowych mozaik, jak choćby tych ze sklepienia, ukazujących 12 apostołów.

Na koniec trafiliśmy do najstarszej w mieście łaźni tureckiej. Bey Hamam, wybudowano w pierwszej połowie XV wieku. Łaźnia dzieli się na dwie części, jedną przeznaczoną dla mężczyzn, a drugą dla kobiet. Nie ma się co oszukiwać, ta dla mężczyzn była bardziej przestronna i można by rzec luksusowa. Ściany i sufity zdobią lepiej i gorzej zachowane malowidła, a przez ażurowe sklepienie wpadają ciepłe promienie greckiego słońca. Po tak intensywnym zwiedzaniu przyszedł czas na zakupy na lokalnym bazarze. Zaopatrzyliśmy się w pełne torby rozmaitych słodyczy, chałwy, oliwy z oliwek i niepowtarzalnego oregano. Zajadaliśmy się chrupiącymi przekąskami spanakópitta, nadziewanymi szpinakiem i fetą, których kilka zabraliśmy ze sobą.  Przed nami długa droga powrotna do Polski, ale z małymi przystankami w Belgradzie i Budapeszcie.

 

 

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych. 

Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com