Nie wiem czy wszystkie rejsy Amazonką wyglądają tak jak mój. Ten w którym uczystniczyłam, okazał się bowiem bardzo daleki od moich dziwnych, romantycznych oczekiwań, będących zapewne efektem czytanej przeze mnie literatury… Nie było „dzikich plemion” i porannych kąpieli w rzece w towarzystwie krwiożerczych piranii. Katamaran, którym z Manaus płynęliśmy do Belém, okazał się bowiem dużym, dobrze utrzymanym statkiem, z kuchnią, stołówką i bieżącą wodą. Nasze zapasy jedzenia i wody pitnej okazały się niepotrzebne. Na statku serwowano bowiem trzy posiłki dziennie w rozsądnych cenach, w tym śniadanie gratis. Gwarantuję, że szybko staniecie się rannymi ptaszkami i pełni energii będziecie gotowi na café da manhã serwowane od 5:30 rano…!

Podróż bez dwóch zdań była niezwykłym przeżyciem. Mimo, że każdy mijający dzień wydawał się taki sam, to już sam fakt płynięcia najpotężniejszą rzeką świata potrafił z wrażenia porządnie wbić w hamak. Rytm dnia wyznaczały godziny posiłków oraz kąpieli. Czas płynął tu w zwolnionym tempie, a my wraz z nim zdawaliśmy się – jak to świetnie określił Maciek – trwać w zawieszeniu. Najśmieszniejsze jest jednak to, że dysponując nieograniczonym wręcz czasem, tak naprawdę na nic nie mieliśmy czasu. Przed wypłynięciem każdy z nas zaplanował mnóstwo rzeczy, które miał wykonać w trakcie rejsu. Jak się jednak okazało niewiele z nich udało się wprowadzić w życie. Podróż Amazonką zwyczajnie rozleniwia. Wielogodzinne zaleganie w hamaku nie jest tu niczym dziwnym, a wręcz odwrotnie, jest czymś oczywistym. Bo cóż innego można robić, kiedy kolejne dni zlewają się w jedno. Leżąc w hamaku można jednym okiem zerkać na współpasażerów, przypatrywać się ich codziennej rutynie, a drugie oko trzymać przymknięte, drzemiąc. I choćby tylko (i aż) dlatego warto się w ten rejs wybrać. 

Czasem spacerując po pokładzie uda się wypatrzeć bawiące się w wodzie delfiny. Rzeka codziennie wydaje się być taka sama. Takie same wydają się też wschody i zachody słońca. Jedyna różnica zachodzi gdy na horyzoncie pojawiają się burzowe chmury. Kiedy z kolei wzdłuż linii brzegowej uda się wypatrzeć proste domy mieszkalne z przycumowanymi do nich łodziami i krzątającymi się przy nich mieszkańcami, wszyscy gromadzą się przy burcie, przyglądając się rzecznemu życiu. Pasażerowie wyjmują wtedy elektroniczne gadżety, fotografując i filmując skrupulatnie wydarzenia, które zmąciły monotonię kolejnego dnia na Amazonce. 

Niedługo od wypłynięcia z Manus ciemne wody Rio Negro mieszają się z wodami Rio Salimões o kolorze piasku. Zjawisko to zwane jest Encontro das Águas, czyli Połączeniem Wód. Podobno jest to jedna z głównych atrakcji turystycznych Manaus i wiele agencji oferuje wycieczki w ten rejon rzeki. My byliśmy świadkami zjawiska ze zwykłego statku pasażerskiego, w drodze do Belém, który płynie na tyle wolno, że bez większych problemów i stosunkowo  długo można podziwiać ten fenomen. Dramaturgii zjawisku dodały kłębiące się na horyzoncie chmury burzowe. Mimo, że wyglądały bardzo groźnie, a silny wiatr kołysał statkiem, to nie spadła z nich nawet kropla deszczu.

Ogromne wrażenie robi moment, kiedy statek zbliża się do portu w Belém. Zanim na horyzoncie pojawiają się pierwsze zarysy wieżowców, rzeka robi się tak szeroka, że nie sposób oprzeć się wrażeniu przebywania na pełnym morzu. Wrażenie to pogłębia fakt, że dopiero co płynęliśmy wąskim korytem, a porastająca brzeki rzeki dżungla wydawała się prawie na wyciągnięcie ręki. Mijane jeszcze nie tak dawno niewielkie osady lub zagubione pośród soczystej zieleni pojedyncze chaty, kontrastują z pojawiającymi się teraz na horyzoncie drapaczami chmur ponad 2-milionowej stolicy stanu Pará. Nie ma tu już miejsca na te maleńkie łodzie, które podpływały do naszego statku. Naszym oczom ukazuje się nowoczesny port, wrota ku oceanowi atlantyckiemu i ku miastu będącemu niegdyś najstarszą portugalską kolonią w tej części kontynentu, znaną jako Feliz Lusitânia.

Informacje praktyczne

W rejs wyruszyliśmy z Manaus, stolicy stanu Amazonas. Skorzystaliśmy z oferty AR Transporte. Bilety kupiliśmy bezpośrednio na statku. Na stronie firmy znajdziecie informacje dotyczące szczegółów rejsu oraz cennik. Możecie wybrać kabiny z łóżkami, albo spanie na którymś z 2 pokładów, w tym jeden posiada klimatyzacją. Jeśli wybierzecie pokład, to musicie sami zaopatrzyć się w hamak i linki oraz sami zamocować go na pokładzie statku. Nie są to drogie akcesoria. Dobry hamak można kupić za 50 BRL. Przygotujcie się na wilgotne, upalne i stojące w miejscu powietrze, którego wątpliwej jakości klimatyzacja w żaden sensowny sposób nie jest w stanie rozruszać. My wybraliśmy pokład, a w niezbędne akcesoria, w tym hamaki zaopatrzyliśmy się w porcie. Osobiście nie polecam kabin, które są w większości pozbawione okien, nie wspominając o stojącym w bezruchu powietrzu… Na otwartym pokładzie zdecydowanie łatwiej o powiew świeżego powietrza.

Ze względu na ograniczenia czasowe naszej podróży płynęliśmy bezpośrednio do Belém. Statek zatrzymuje się po drodze w kilku miejscowościach, m.in. Santarém i Monte Alegre. Oczywiście jeśli dysponujecie czasem możecie podzielić sobie ten dystans na krótsze odcinki, aby zatrzymać się w ulokowanych nad rzeką miastach i miasteczkach. Nawet jeśli zdecydujecie się korzystać z serwowanych posiłków (10-20 BRL), to i tak warto zabrać na drogę trochę prowiantu i preferowanych napojów.

Manaus

 

Statek

 

Encontro das Águas

 

Gdzieś w okolicach Itacoatiara

 

Zbliżając się do Santarém

 

Zbliżając się do Monte Alegre

 

Dżungla w zasięgu ręki. Gdzieś pomiędzy Monte Alegre i Belém

 

Zbliżając się do Belém

 


Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych. 

Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i jak łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com