Wybrzeże Północno-Zachodnie Stanów Zjednoczonych (Pacific Northwest) porastają lasy deszczowe, kipiące zielenią potężnych drzew oraz gęstwiną mchów i paproci. Już we wczesnym i środkowym holocenie obszar był pasem zalesionego lądu, rozciągającego się od rzeki Cooper na Alasce po rzekę Klamath w północnej Kalifornii. Długi na 2000 mil i szeroki jedynie na 100 mil region, ogranicza z jednej strony Ocean Spokojny, z drugiej zaś Góry Kaskadowe. Klimat panuje tu łagodny. Wody oceanu podgrzewane są przez tak zwany prąd japoński. Pasmo górskie Hurricane blokuje z kolei zimne powietrze z wnętrza kontynentu. Mówi się, że jest to najbardziej deszczowy obszar Stanów Zjednoczonych. Pasma górskie zatrzymują całą wilgoć na wybrzeżu, nie pozwalając jej wydostać się w głąb kontynentu. To właśnie dzięki temu rosną tu lasy deszczowe, które potęgą drzew i intensywnością zieleni przypominają te ze słynnego „Władcy Pierścieni”.  Lasy obfitują w zwierzynę, którą rdzenni mieszkańcy (Tlingit, Tsimshian, Salish i wiele innych), wykorzystywali od najdawniejszych czasów. Miejscowa ludność kładła też olbrzymi nacisk na zasoby morskie i rzeczne jak ryby, przeważnie halibuty, dorsze, jesiotry i łososie oraz ssaki, takie jak wieloryby, foki, słonie morskie czy wydry.

Cape Alava, Park Narodowy Olympic, Waszyngton

Styl życia ludności tej nadmorskiej krainy bazował na łowiectwie i zbieractwie. Społeczności te wykształciły model kompleksowych łowców i zbieraczy, ze względu na obfitość zasobów, które umożliwiły im osiadły tryb życia bez konieczności uprawy roślin. Według Amesa i Maschnera, archeologów zajmujących się problematyką tej części świata, to „ideologia” dotycząca własności prywatnej, wpłynęła na organizację socjalną zamieszkującej wybrzeże ludności. Plemiona te lubiły posiadać dużo, o czym świadczy ich archeologicznie potwierdzona bogata kultura materialna i dane etnograficzne, które w dużej mierze zawdzięczamy świetnemu obserwatorowi Franzowi Boasowi. Pozostawił on po sobie wiele tomów zapisków, dotyczących życia codziennego, sztuki i kultury nadmorskich społeczności. 

Hurrican Ridge, Park Narodowy Olympic, Waszyngton

Ludność wybrzeża koncentrowała się na najbardziej produktywnych źródłach pożywienia. Ich eksploatacja wymagała pracy wielu ludzi. zapewne dlatego ich system socjalny był bardzo rozbudowany a struktura społeczna bardzo zhierarchizowana. Na szczycie drabiny stali wodzowie i ich rodziny, stanowiący plemienną elitę. Poniżej znajdowała się klasa średnia, posiadająca co prawda pewien prestiż, ale nie taki jak w przypadku liderów. Kolejny stopień stanowili „zwykli” członkowie społeczności, którzy cieszyli się wolnością ale nie posiadali tytułów i władzy. Ostatnim ogniwem łańcucha byli niewolnicy, którzy praktycznie nie istnieli w sensie socjalnym. Można było nimi dysponować jak innymi formami własności, a elita była wręcz uzależniona od ich pracy. Nawet jednak elity nie były równe w randze. Tu hierarchia układała się tak jak za czasów ich przodków. Boas przytoczył informację, że na wszelkich festiwalach elita siadała w rzędach według przypisanej rangi. Taki zaś układ siedzeń nadany został przez bóstwo na pierwszym festiwalu plemion, w czasach kiedy podobno zwierzęta mówiły ludzkim głosem. Określony status mógł stanowić konsekwencję urodzenia się w danej rodzinie. Można go też było osiągnąć w ciągu życia, ale z tym bywało już różnie.

Ryty naskalne z Wedding Rocks, Park Narodowy Olympic, Waszyngton

Wodzowie aby móc sprawować władzę i funkcjonować w swej społeczności, musieli posiadać dobra materialne, które im to umożliwiały. Osoba, która swą wysoką rangę odziedziczyła, a nie posiadała „majątku”, miała nikły wpływ na swą społeczność. Z kolei osoba bogata, ale o niższej randze mogła mieć większą władzę. Rangę można było zdobyć lub zademonstrować w trakcie potlaczu, który stanowił kluczową ceremonię na Północno – Zachodnim Wybrzeżu Pacyfiku. Jego głównym zadaniem była dystrybucja własności. Według Boasa celem potlacz była taka inwestycja własności, która miała przynieść korzyści w bliskiej i dalekiej przyszłości. Główna idea bogactwa i władzy nie leżała bowiem całkowicie w posiadaniu jako takim, ale w dystrybucji dóbr. Ten kto potrafił ofiarować jak najwięcej, zyskiwał też największy szacunek. Inny sposobem pozyskania prestiżu i władzy był udział w wymianie i handlu na dużą skalę, a przez to kontrolowanie dostępu do własnego terytorium. Aby móc korzystać z określonych zasobów należało zapytać o zgodę, sprawującego nad nimi pieczę wodza. Jeśli z dóbr korzystano bezprawnie to była to poważna podstawa do wszczęcia wojny.

 

Szamani

Bogactwo postrzegano jako rodzaj przywileju nadanego przez duchy. Dlatego też obowiązkiem majętnych klanów, było sponsorowanie ważnych dla społeczności ceremonii. Wynika z tego, że kontrola nad ekonomicznym i religijnym życiem mieszkańców Wybrzeża Pacyfiku była w rękach uprzywilejowanych rodzin. Wydaje się także, że szamani znajdowali się raczej na uboczu, a ich pozycja uzależniona była od decyzji wodza. Sytuacja wyglądała jednak nieco inaczej. Szamani posiadali całkiem sporą władzę, przynajmniej nad ludzkimi umysłami. Patrząc z perspektywy zwykłych członków społeczności, kontakt tych specjalistów religijnych ze światem nadprzyrodzonym, musiał wydawać się dość przerażający. Panowało bowiem przekonanie, że dla zwykłego śmiertelnika spotkanie z duchami zazwyczaj kończyło się śmiercią.

Ryty naskalne z Columbia Hills Historical State Park, Waszyngton

O względy szamanów zabiegano, płacono im wszelkie należności, a przede wszystkim obawiano się ich. O dobre stosunki z szamanami zabiegali zwłaszcza wodzowie. To dzięki tym specjalistom religijnym mogli ugruntować swą pozycję społeczną. Szamani wchodzili bowiem w kontakt z istotami nadprzyrodzonymi, które niejako legitymizowały władzę liderów. Dzięki rozmaitym ceremoniom pod przewodnictwem szamanów, wodzowie prowadzili rodzaj kontroli nad resztą społeczności i utwierdzali swe przewodnictwo. Rodziny u szczytu władzy były także właścicielami kostiumów i pieśni. Można więc uznać, że obie funkcje szamana i wodza, uzupełniały się nawzajem. Ta wzajemna symbioza nie przebiegała jednak tak zupełnie bezproblemowa. Znawca kultury Wybrzeża Pacyfiku, Allen Wardell, przytacza raport, mówiący o tym, że z powodu zbyt niskiej opłaty za leczenie córki wodza, szaman opuścił dom i zaniechał leczenia. Powrócił dopiero wtedy, kiedy ofiarowano mu z nią małżeństwo. Usatysfakcjonowany, wznowił leczenie. Działał rozmyślnie, ponieważ dzięki temu wszedł w koneksje z wpływową rodziną i zbliżył się do steru władzy. Szamani dość często pochodzili z majętnych i cieszących się prestiżem rodzin. Z kolei dla zwykłych członków społeczności była to duża nobilitacja i praktycznie jedyna możliwość kariery.

Ozette, Park Narodowy Olympic, Waszyngton

Wodzowie korzystali niekiedy z pomocy szamanów w swych politycznych rozgrywkach. Hunt przytacza informację, że wśród plemienia Haisla (Północni Kwakiutlowie), stosowano swego rodzaju „wstawiennictwa” jako formy kontroli społecznej. Liderzy klanu wspólnie z szamanem, mogli dać do zrozumienia bogatemu współplemieńcowi, że jego syn został wybrany przez duchy do roli specjalisty religijnego i musi poddać się odpowiedniemu przygotowaniu. Odmowa mogła skończyć się śmiercią dziecka. Przygotowanie do oddania syna na naukę do szamana wiązało się z serią następujących po sobie festynów i dystrybucji dóbr. Miało to ugruntować pozycję chłopca na ścieżce pozyskiwania szamańskiej wiedzy. W praktyce chodziło raczej o znaczne zredukowanie wpływów zagrażającego wodzowi współplemieńca, poprzez uszczuplenie jego majątku. A bogactwo, o czym wcześniej była mowa, stanowiło podstawę władzy. W taki między innymi sposób wodzowie pozbywali się niechcianych rywali.

Rialto, Park Narodowy Olympic, Waszyngton

Mimo, że szamani znajdowali się niekiedy tak blisko sterów władzy, a często nawet rywalizowali o nią z liderami, pozostawali poza elitą. Nie dziedziczyli swych tytułów ani statusu. Wśród Tlingitów sukcesorem szamana mógł zostać jego bliski krewny, jednak wśród Kwakiutlów i wielu innych, dziedziczne prawa do pozycji szamana nie były uznawane.  Szamani z plemienia Haida, mimo że ich status nie przechodził z pokolenia na pokolenie, mogli kwestionować decyzje klanowych liderów, a nawet ograniczyć pozycję wodza.

Szamani odgrywali też olbrzymia rolę w kwestiach wojennych. W przeszłości to oni deklarowali wojnę. Szkolili również wojowników. Wśród Tlingitów wierzono, że tylko szaman może przewidzieć pozycję wroga. Kiedy wojenne canoe wypływało na wyprawę wojenną, szaman leżał głową w dół na dziobie łodzi i swymi myślami wskazywał kierunek. Wcześniej jednak „zasięgał języka” od rozesłanych przez siebie szpiegów.

Ryty naskalne z Wedding Rocks, Park Narodowy Olympic, Waszyngton

Hunt przytoczył także ciekawą informację o tym, że wśród Tlingitów to właśnie waśnie pomiędzy szamanami były główną przyczyną wszelkich konfliktów. Walczono dotąd aż jeden z szamanów uznał przewagę drugiego lub zginął w walce. Według Wardella żadna wyprawa wojenna nie mogłaby się odbyć bez udziału szaman, bo tylko on mógł zabić dusze wrogów. Szamanów obawiali się nawet wodzowie plemienni. Spier i Sapir podali informację, że jeśli zabito kogoś z rodziny szamana i morderca został zidentyfikowany, szaman mógł zażądać wszystkiego czego zapragnął. Wodzowie bali się więc o życie własne i swych bliskich. Podczas potlaczów mających między innymi za zadanie podtrzymanie i przedłużenie społecznej pozycji liderów klanów, także szamani prezentowali posiadaną przez siebie moc. Odgrywali między innymi swe walki i zwycięstwa nad rywalami. Głównym celem tych pokazów było podkreślenie ich uprzywilejowanej pozycji, jako specjalistów od kontaktów z duchami. To co widzieli w stanach zmienionej świadomości, stawało się z biegiem czasu najprawdopodobniej głównym repertuarem wierzeń pozostałych członków społeczności.

Ryty naskalne z Wedding Rocks, Park Narodowy Olympic, Waszyngton

Szacunek jakim cieszyli się szamani, wynikał głównie ze strachu przed ich niesamowitymi zdolnościami. Z powodu ogromnej odpowiedzialności i samotności, bycie szamanem wymagało sporej inteligencji i silnej osobowości. Wielu z nich żyło na peryferiach swych osad. Nie włączali się do codziennego życia klanu. Pojawiali się tylko wtedy, kiedy ich potrzebowano lub zostali wezwani. Mimo pozornego odosobnienia, szamani byli świetnie poinformowani na temat codziennych spraw swej społeczności. Mieli dobrze zorganizowana siatkę „szpiegów”. Dodatkowo szamani wyróżniali się swym wyglądem. Jedna z najbardziej charakterystycznych cech były ich długie nie obcinane włosy. Wierzono bowiem, że większość ich mocy koncentruje się we włosach, a ich ścięcie mogło nawet skończyć się śmiercią.

Tekst powstał w oparciu o poniższe źródła

  • Boas, F. 1970. Tsimshian mythology. Based texts recorded by Henry W. Tate. U.S. Bureau of American Ethnology
  • WARDELL, A. 1996. Tangible visions: Northwest Coast Shamanism and its art. New York: The Monacelli Press
  • AMES, K M., MASHNER, H.D.G. 1999. Peoples of the Northwest Coast: their Archaeology and Prehistory.  London: Thames and Hudson
  • HUNT, N. B. 2003. Shamanism in North America. Toronto: Key Porter Books
  • JONAITIS, A. 2006. Art of the Northwest Coast. Seattle: University of Washington Press

Powiązane wpisy


Jeśli podoba Ci się tematyka bloga, sposób w jaki piszę i łączę pasję do archeologii z podróżami, polub Archeopasję na facebooku i instagramie. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera

Jeśli masz pytania dotyczące tematów poruszanych na blogu napisz do mnie archeopasja@gmail.com

Spodobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi, udostępniając w serwisach społecznościowych.